środa, 15 lipca 2015

One Shot: Rox xy "Tylko w moich snach jesteś kimś, kim powinieneś być" (Miejsce II)

          Znowu, znowu to samo. Jakbym nigdy nie miała dosyć problemów. No i męża, który zdobył sławę głównie dzięki jednej wielkiej pomyłce. Sama się dziwię, czemu ludzie jeszcze tego nie odkryli. Przecież to wszystko zasługa mojego ojca, to on dał mu bilet do szczęścia. A ja? Ja musiałam ożenić się z tym nadętym idiotą dlatego, że nie mieliśmy zbyt dobrej reputacji i tylko małżeństwo mogło to naprawić.
          Ale i tak z pewnością nawet nie domyślacie się o co chodzi. Nie wiem jak wam to przekazać. To nie jest kolejna wspaniała historia, którą opowiada jakiś znany odkrywca.
          To po prostu historia o mnie. Tak dokładnie. I może nie będzie tak interesująca jak każda inna, a może będzie? Nie mam pojęcia, sami to oceńcie.


 
~*~

          Kolejna konferencja prasowa, sztuczny uśmiech i godzina stania bez słowa. Jakbym nie miała nic innego do roboty. Czemu muszę zawsze się na wszystko zgadzać? Czemu kiedy tylko ktoś czegoś chce ja muszę być na skinienie palcem? Z przemyśleń wyrwał mnie głos Jems'a.

          - Już możemy wychodzić. - poinformował mnie i wyszliśmy za kotarę, trzymając się za ręce.

          Nic nie odpowiedziałam, nie miałam ochoty. Najgorsze było jednak to co dopiero będzie się dziać. Zawsze gdy wszystko się udaję, Jems musi jakoś ulotnić swój zapał. I zawsze to ja służyłam mu jako "zabawka". Oczywiście nie skarżyłam się. Nawet jeśli bym mogła, to wątpię czy bym to zrobiła mojemu ojcu. On zawsze robił wszystko, żeby było nam dobrze. I ja miałabym to zniszczyć zostawiając Jems'a? Tylko przez ten jeden kaprys? Nie, nie mogłabym. To byłoby ponad moje siły.


~*~

          Czułam to wstrętne uczucie, to obrzydzenie do samej siebie. Niestety. Musiałam to przeżyć. Jego silne ciało przywierało do mojego, czułam silny ból w podbrzuszu. Powtarzałam sobie w tedy, że to ostatni, ostatni raz kiedy mu na to pozwalam. Lecz niestety, nawet kiedy tak bardzo tego chciałam nie mogło się to spełnić. To było zbyt odległe marzenie... Musiałam wytrzymać te kilka minut, aby potem znów mieć chwilę przerwy. 
          Kiedy w końcu skończył i położył się obok mnie, natychmiastowo zasnął. Nie zamierzałam patrzeć na niego, a ni czekać nie wiadomo ile aż w końcu zasnę. Cała obolała wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki, a tam przeprałam się i zyskałam odrobinę sił. Jak najciszej oraz jak najszybciej mogłam wyszłam z pokoju hotelowego. 
          Myślałam tylko o tym, żeby przejść się na krótki spacer, niestety uczucia tak mocno targały moim wnętrzem, że mimowolnie opadłam na ziemię i zakryłam twarz dłońmi zaczynając płakać. 

          - Co się stało? - usłyszałam czuły głos. On nie należał do byle kogo, nie będę ukrywać, że gdy tylko go zobaczyłam... Od razy się w nim zakochałam, lecz nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Co by pomyślał mój ojciec, Jems? A w dodatku pewnie sam miał wspaniała rodzinę. Poza tym... Jest tylko zwykłym pracownikiem hotelu.
          Próbowałam sobie wybyć go z głowy, jednak bezskutecznie. Poczułam jak siada obok mnie i powtarza pytanie, ja jednak nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Szatyn rozumiejąc to lekko mnie przytulił.

          - Dziękuję León. - powiedziałam powstrzymując łzy.

          - Zawsze służę pomocą. - uśmiecha się czule. - Powiesz mi czemu tak się czujesz?

          - To nic takiego. - odpowiedziałam bardziej chowając twarz w kolana.

          - Przecież widzę. Violetto znam cię od paru lat. Dokładnie pamiętam dzień, w którym pierwszy raz tu przyjechałaś. Nie byłaś wtedy jeszcze z tym bałwanem, łudziłem się, że może coś między nami będzie. Ale to teraz nie ważne. - próbował unieść mój podbródek. - Powiesz mi o co chodzi?

          - To przez Jems'a... - zaczęłam.

          - Co ci zrobił? - pytał z czułością w głosie.

          - Nic umyślnie. - odpowiadam bez zastanowienia.

          - Nie kochasz go? - mówi nagle. Podnoszę głowę i patrzę na niego ze smutną miną. Sama nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Może prawdę?

          - Tak, masz rację. - w końcu postanawiam być z nim szczera.

          - Przykro mi, że musisz to znosić. - rzekł, po czym dał mi małego całusa w usta. To uczucie... Nie czułam go nigdy wcześniej, tylko przy nim. A teraz ze zdwojoną siłą. Sama nie przemyślając swoich czynów pogłębiam pocałunek.

          Nie zdołałam się spostrzec, a już byłam w schowku, który znajdował się za nami podczas rozmowy. Usiadłam na szafce, nie przerywając rozkoszy. Zaczęliśmy ściągać z siebie nawzajem ubrania, które w mgnieniu oka znalazły się na ziemi. Nie myśląc o konsekwencjach zrobiliśmy to co najwidoczniej każde z nas pragnęło z całego serca...

~*~


          Nasze spotkania stawały się coraz bardziej regularne, sami próbowaliśmy być jak najbardziej ostrożni. Niestety kiedyś w końcu musiał nastać ten moment, w którym przestaliśmy uważać. Pech chciał, że podczas gdy całowaliśmy się, Jems wszedł do małego pomieszczenia. Nie wiem w jakim celu, ani po co. Niestety to co się stało już się nieodstanie. Natychmiast pobiegłam za Jems'em nie zważając na Leóna.

          - Jems. - powiedziałam kiedy dogoniłam bruneta.

          - Czego chcesz? - powiedział oschle.

          - Nie mów niczego mojemu ojcu. - odparłam tym samym tonem.

          - Czyli taka z ciebie dziwka? - zaśmiał się gardłowo. - Czemu miałbym nie mówić?

          - Nadal będziesz sławny. - mówiłam zdenerwowana.

          - To mi nie wystarcza.

          - Więc co jeszcze? - krzyknęłam.

          - Masz zerwać z tym kimś tam. A wtedy będzie tak jak kiedyś. - powiedział i wymachiwał rękoma przed moją twarzą. - Więc, jak będzie?

          - Dobrze. - spuściłam głowę. Gdy tylko to powiedziałam, brunet się ulotnił zostawiając mnie samą. Nie długo potem stanął przede mną León, spojrzał mi w oczy. Wyglądał na równi zawiedzionego jak ja.

          - León ja... - przełknęłam głośno ślinę. - To koniec. - powiedziałam z trudem.

          - Nie rozumiem. - jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

          - To nie miało sensu. Wiedziałam to gdy tylko to zaczęliśmy, nie miałam po prostu odwagi, żeby to zakończyć. - odpowiedziałam powstrzymując potok łez. - Wybacz. - zdołałam tylko to powiedzieć, a później po prostu wybiegłam, zostawiając szatyna samego.


~*~


          Tyle czasu minęło... Jakieś okrągłe 4 lata, a ja nadal nie mogę zapomnieć o Verdasie. Niby wszystko zaczęło się układać, ale ja nadal za nim tęskniłam. Gdyby nie wtedy... Gdyby nie Jems... A może przez coś innego...
          A zresztą. I tak wyszłoby to na jaw, wcześniej czy później. A tak chociaż nie było zamętu. Mój ojciec jest zadowolony, Jems też. Tylko ja zostałam "niespełniona". Gdy tak rozmyślałam, poczułam silne ramiona, które chwytają mnie od tyłu i mocno przyciągają do siebie.
          Z początku myślałam, że to Jems, ale to nie mógł być on. Przecież jest na spotkaniu służbowym. Kiedy dotarło do mnie, że to mógł być tylko on bezwładnie odwróciłam się w jego stronę.

          - Witaj Violetto. - powiedział tym samym barwnym głosem co kiedyś.

          Nagle budzę się słysząc dźwięk budzika. Ten sam sen... Ten sam od feralnego dnia, w którym musiałam go zostawić samego. Myślę, że już tak zostanie. Ale nie martwię się tym. Bo chociaż w moich snach i wyobraźni możemy być RAZEM.

3 komentarze:

  1. Popłakałam się :(
    Nienawidzę smutnych zakończeń :(
    A ogólnie to os bardzo piękny :)
    Kocham❤
    Buziaki❤
    PS: Śliczny wygląd. ♡.♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki piękny One Shot!!! Godny 2 miejsca naprawdę!!! Rox xy masz talent nie zmarnuj go ! Przecudowne

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz = mobilizacja do pisania ♥
Nie masz konta? Skomentuj ANONIMOWO!