środa, 29 lipca 2015

One Shot: It's just dream "Dzięki niemu..." (Miejsce I )

           Wieczór dobiegał już końca, a nikt jeszcze nie uległ złośliwościom Ludmiły. Inni uznali tą powściągliwość za dowód kolosalnej zmiany blondynki.
          Dzień w Studio minął bez specjalnych urozmaiceń. Z samego rana – lekcja śpiewu, do bólu rutynowa i nudna jak flaki z olejem. Mając na uwadze, że Argentynka „wiedziała” to wszystko od dawna. Potem powrót do przygotowań na koncerty, które było dla wszystkich prozaicznym przymusem, niżeli przyjemnością.
          Ludmiła już leżała w łóżku, uważała bowiem, że sen sprzyja urodzie, w końcu nie może obudzić się z podkrążonymi oczami i „niewyspaną” twarzą. Opadła zgrabnym ruchem na pościel w kolorze pudrowego różu, idealnie kontrastowała z jej białą piżamą. Przykryła się po samą szyje. Zamknęła oczy, miała pewność, że zaraz zaśnie, ale jakaś tajemnicza siła nie pozwalała jej tak po prostu zatracić się w śnie. Ową tajemniczą siłą był Federico, tak FEDERICO – ten sam chłopak który jeszcze rok temu był jednym z wrogów blondynki. 
          Chociaż nie przyznawała tego na głos, powoli docierało do niej to, że zakochała się w jakże czarującym Włochu. On wcale nie krył się z uczuciami wobec  niej, wręcz przeciwnie – próbował się do niej jak najbardziej  zbliżyć. Jak widać z owocnym skutkiem, choć sam o tym nie był przekonany, gdyż przy każdej próbie pocałunku, a choćby objęcia w ostatniej chwili Ludmiła się odsuwała. Było to spowodowane zapewne strachem przed okazywaniem uczuć i przykrym sekretem.

          -Federico… – szepnęła i zamknęła oczy, zasnęła.
          Ranek minął zwyczajnie, ojciec Ludmiły już dawno pojechał do pracy, a ona przełykała kolejny kęs kanapki, popijając go gorącą kawą.  Powoli wstała zamaszyście poprawiając włosy, chwyciła klucze, a na prawe ramie zarzuciła skórzaną torebkę. Nie uszło uwadze gosposi, że tym razem Ludmiła pożegnała się z nią, czego nie miała w zwyczaju.
         W kilkadziesiąt minut dotarła do Studia, ku jej zdziwieniu było pełne gości, mężczyzn i kobiet ubranych zbyt wizytowy, aby była to przypadkowa sytuacja. Udała się do auli, prześlizgnęła się między krzesłami i pobiegła za kulisy sceny.
          -O Ludmiła! – zawołał Pablo, dyrektor, a tym samym właściciel budynku w towarzystwie wszystkich uczniów. – Nieoczekiwanie przybyli do nas sponsorzy i pomyślałem, że możesz zaśpiewać swoją piosenkę, nią rozpoczniemy występ.
          -Pablo, to żart? Przecież ja nie jestem ani trochę przygotowana! – wzburzyła się, rzucając torebkę na krzesło.
          -Jestem pewien, że sobie poradzisz.- ni stąd, ni zowąd tuż za nią pojawił się Federico, jak zwykle gotowy i uśmiechnięty. Dziewczyna mimowolnie się zarumieniła i obdarzyła wszystkich uroczym uśmiechem. Zakryła to sprytnie rękami.
          -Niech będzie. – rzuciła bez przekonania i poszła w kierunku szatni. Ubrała strój i już po kilku minutach stała na scenie.
         Zabrzmiały pierwsze takty „Destinada a Brillar”, nabrała wdech i zaczęła śpiewać. Jak zwykle nieprawdopodobnie  czysto, nikt nie mógł oderwać od niej wzroku i zakwestionować jej umiejętności i talentu. Układ wyszedł jej równie perfekcyjnie, ale koniec  wyglądał, nie tak jak się spodziewała. W pewnym momencie zbliżyła się ku krawędzi sceny, wystarczyła chwila żeby obcas pociągnął za sobą kawałek materiału długiej spódnicy, a Ludmiła spadała.
          Przygotowała się na mocny upadek i upokorzenie. Podczas tych kilku sekund zdążyła wziąć haust powietrza. Ku jej zdziwieniu nie wylądowała na zimnej i twardej podłodze, a w umięśnionych, ciepłych ramionach… Federico. Westchnęła z ulgą, oboje udawali, że to stała część układu, a sponsorom na szczęście spodobał się „romantyczny” przerywnik. Zażenowana  po zakończeniu melodii wraz z chłopakiem wróciła za kulisy.
          -Czy ty zawsze musisz to robić? – krzyknęła zdenerwowana.
          -Co? To, że zawsze kiedy jestem obok się rumienisz? – zapytał z zadowoleniem w głosie.
          -Nie, zawsze musisz być wszędzie! Mogłeś mnie zostawić , doskonale bym sobie poradziła sama.
          -Zapewne skończyłabyś upadkiem na ziemi, nie mógłbym pozwolić, żeby tak śliczna supernowa upadła. – uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Argentynka szukała w głowie ironicznej odpowiedzi, nic nie przychodziło jej na myśl. Przewróciła oczami i bez słowa wyszła.
          Przyszedł czas na kolejne piosenki, zarówno te indywidualne, jak i grupowe. Obyło się bez zmian w scenariuszu.  Te kilka godzin minęło w zastraszającym tempie. W studiu nie było już nikogo prócz Ludmiły, nauczycieli i kilku uczniów.
          Wyjrzała zza okno, padał deszcz. Nie byłoby to o tyle dziwne, że w Argentynie nie podało od dobrych paru miesięcy, a przynajmniej nie tak mocno jak dziś. Oparła się o futrynę drzwi, przygląda się spadającym kroplom, które pojawiają się z coraz większą częstotliwością. Nałożyła kaptur od różowo - czarnej kurtki, w ostatnim momencie ktoś ścisnął ją w nadgarstku i odwrócił w drugą stronę.
          -To znowu ty?
          -Pomyślałem, że cię podwiozę. – odrzekł Federico i podał jej rękę.
          -Niech ci będzie, robię to tylko dlatego, że pada. – westchnęła i podążała za chłopakiem.
          -Jasne, jasne.
          Drogę przebyli w milczeniu, Włoch co chwile zerkał na blondynkę, a ta udawała, że nie była w stanie tego zauważyć, bo była skupiona , jakże interesującymi wiadomościami w komórce.
          -Jesteśmy. – oświadczył chłopak.
          -Dzięki.- Ludmiła wysiadła i z trzaskiem zamknęła samochodowe drzwi.  Po chwili jednak wróciła się. – Zapewne mam ci się odwdzięczyć. Gosposia już zrobiła kolację, więc jak chcesz to chodź.
          -Mam to uznać za zaproszenie? – zaśmiał się, acz po chwili wysiadł. Zamknął drzwi i poszedł w stronę domu Ludmiły, prezentował się naprawdę okazale, był duży i nowoczesny, a w środku wyglądało jeszcze lepiej. Dziewczyna wzięła dwa talerze, herbatę i sok, zaprowadził chłopaka do swojego pokoju. Usiadła na łóżku podając mu jego talerz.
         Pokój był bardzo jasny, niepotrzebne było zapalanie światła, choć na zewnątrz było nieco ciemno. Białe meble prezentowały się bardzo ładnie na tle beżowych ścian. Ku zdziwieniu Federico był on bardzo dziewczęcy, prosty, nie w stylu zawsze lśniącej Ludmiły.
          -Gdzie twoi  rodzice?- zapytał Włoch.
          -Tata jeszcze w pracy, a mama….
          -Ludmiła… Dlaczego nagle posmutniałaś?- przysiadł obok niej, objął ją delikatnie. Tym razem nie protestowała
          -Nie chcę o tym mówić.- chciała już zmienić temat, gdy jednak postanowiła, że nie może już tego dusić w sobie. – Moja mama… wyjechała, miałam wtedy zaledwie 5 lat. Była gwiazdą scen, teatrów, musicali. Dla mnie i taty miała coraz mniej czasu, aż w końcu porzuciła nas dla swojej kariery . Stwierdziła, że marnowanie takiego talentu jest zbyteczne. Gdzie jest i co robi dowiaduje się z kolorowych magazynów. Przez te kilkanaście lat.. – zatrzymała się i otarła spływające łzy. – wysłała mi kilka listów. – po chwili wtuliła się w ramiona Federico, zaczęła płakać, czuła się o wiele lżej kiedy mogła o tym komuś powiedzieć.
          -Ludmiła… przepraszam, nie wiedziałem.
          -Przestań Fede. To ja powinnam was przepraszać, nie powinnam odreagowywać tego na was. – wykrztusiła przez łzy, nadal trwając w objęciach. Po chwili się podniosła, otarła twarz.
          -Lu, zawsze możesz na mnie liczyć. – szepnął do jej ucha. Obdarzyła go delikatnym uśmiechem. Rozmawiali przez dobre kilkadziesiąt minut.
          Blondynka położyła się, była zbyt zmęczona, by myśleć o mamie, Fedrico. Po prostu zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie.
          Obudziła się szczęśliwa, wstała, zjadła śniadanie. Dzisiaj postanowiła powiedzieć Fede co czuje, była pewna, że jest w nim zakochana, szczególnie po wczoraj. Umalowała się dziś znacznie delikatniej, ubrała morską, krótką sukienkę, ostatnią, która została po jej mamie. Włosy natomiast wyprostowała i ułożyła we wzorową fryzurę.
          Zadowolona wybiegła z domu, jej humor doprawił fakt, że przed domem czekał już na nią Federico.
          -Czekasz na mnie? – podeszła do otwartego okna samochodu.
          -Chyba tak, jeżeli to ty. Ludmiła, pięknie wyglądasz. – oniemiał.
          -Dziękuję.- zrewanżowała się uśmiechem i wsiadła na przednie siedzenie.  Przez całą drogę rozmawiali, co chwile Włoch wtrącał swoje trafne komplementy na temat dziewczyny.  Ludmiła zebrała się na odwagę”
          -Fede… wczoraj zdałam sobie sprawę, że ja... ja…
          Nieoczekiwanie wszystko ucichło, wokół było słychać jedynie krzyki, głuche krzyki i wołania o pomoc.
          Ludmiła obudziła się w szpitalnej sali, przypięta do respiratorów i kroplówek. Rozejrzała się wokół, nikogo nie było, była sama. Jej myśli zalała fala pytań: „Gdzie Fede?”, „Co się stało?”…
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka, z zmartwionym ojcem.
          -Tato..- szepnęła.
          -Ludmiło…- przysiadł obok niej i pogłaskał po głowie.
          -Gdzie Federico? Ma się dobrze?
          -Federico…- spojrzał na pielęgniarkę.- Ludmiła… obrażenia był zbyt poważne.
          -Fedrico nie żyje?- zaczęła płakać i się trząść. Odpięła się od tych wszystkich pikających maszyn. Mimowolnie spadła na podłogę. Zaczęło ostatkami sił uderzać pięściami w podłogę, krzyczeć i wylewać łzy. Zmieniła się, zaczęła kochać i czuć, dzięki niemu. Był dla niej wszystkim, teraz nie ma niczego, już nigdy nikogo tak nie pokocha, nigdy.
          -Czemu on? Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham…. – szepnęła i opadła na łóżko.
  Mogła zaznać szczęścia, teraz wszystko prysło jak mydlana bańka. Została sama, Federico umarł, jednak jej miłość do niego nie. 

6 komentarzy:

  1. Fantastico <3
    One shot bardzo piękny i wzruszający:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne *u*
    Wzruszające :')
    Cudne <33

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże!
    Patuśka!
    Ja już płacze!!
    To takie piękne
    Czeka na inne arcydzieła
    Kocham ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie umiem tego opisać... Aż się popłakałam :) Po prostu cudo *-*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz = mobilizacja do pisania ♥
Nie masz konta? Skomentuj ANONIMOWO!