Wieczór dobiegał
już końca, a nikt jeszcze nie uległ złośliwościom Ludmiły. Inni uznali tą
powściągliwość za dowód kolosalnej zmiany blondynki.
Dzień w Studio
minął bez specjalnych urozmaiceń. Z samego rana – lekcja śpiewu, do bólu
rutynowa i nudna jak flaki z olejem. Mając na uwadze, że Argentynka „wiedziała”
to wszystko od dawna. Potem powrót do przygotowań na koncerty, które było dla
wszystkich prozaicznym przymusem, niżeli przyjemnością.
Ludmiła już leżała
w łóżku, uważała bowiem, że sen sprzyja urodzie, w końcu nie może obudzić się z
podkrążonymi oczami i „niewyspaną” twarzą. Opadła zgrabnym ruchem na pościel w
kolorze pudrowego różu, idealnie kontrastowała z jej białą piżamą. Przykryła
się po samą szyje. Zamknęła oczy, miała pewność, że zaraz zaśnie, ale jakaś
tajemnicza siła nie pozwalała jej tak po prostu zatracić się w śnie. Ową
tajemniczą siłą był Federico, tak FEDERICO – ten sam chłopak który jeszcze rok
temu był jednym z wrogów blondynki.
Chociaż nie
przyznawała tego na głos, powoli docierało do niej to, że zakochała się w jakże
czarującym Włochu. On wcale nie krył się z uczuciami wobec niej, wręcz przeciwnie – próbował się do niej
jak najbardziej zbliżyć. Jak widać z
owocnym skutkiem, choć sam o tym nie był przekonany, gdyż przy każdej próbie
pocałunku, a choćby objęcia w ostatniej chwili Ludmiła się odsuwała. Było to
spowodowane zapewne strachem przed okazywaniem uczuć i przykrym sekretem.
-Federico… – szepnęła
i zamknęła oczy, zasnęła.
Ranek minął
zwyczajnie, ojciec Ludmiły już dawno pojechał do pracy, a ona przełykała
kolejny kęs kanapki, popijając go gorącą kawą.
Powoli wstała zamaszyście poprawiając włosy, chwyciła klucze, a na prawe
ramie zarzuciła skórzaną torebkę. Nie uszło uwadze gosposi, że tym razem
Ludmiła pożegnała się z nią, czego nie miała w zwyczaju.
W kilkadziesiąt
minut dotarła do Studia, ku jej zdziwieniu było pełne gości, mężczyzn i kobiet
ubranych zbyt wizytowy, aby była to przypadkowa sytuacja. Udała się do auli,
prześlizgnęła się między krzesłami i pobiegła za kulisy sceny.
-O Ludmiła! – zawołał Pablo, dyrektor, a tym samym
właściciel budynku w towarzystwie wszystkich uczniów. – Nieoczekiwanie przybyli
do nas sponsorzy i pomyślałem, że możesz zaśpiewać swoją piosenkę, nią
rozpoczniemy występ.
-Pablo, to żart? Przecież ja nie jestem ani trochę
przygotowana! – wzburzyła się, rzucając torebkę na krzesło.
-Jestem pewien, że sobie poradzisz.- ni stąd, ni zowąd tuż
za nią pojawił się Federico, jak zwykle gotowy i uśmiechnięty. Dziewczyna
mimowolnie się zarumieniła i obdarzyła wszystkich uroczym uśmiechem. Zakryła to
sprytnie rękami.
-Niech będzie. – rzuciła bez przekonania i poszła w kierunku
szatni. Ubrała strój i już po kilku minutach stała na scenie.
Zabrzmiały pierwsze
takty „Destinada a Brillar”, nabrała wdech i zaczęła śpiewać. Jak zwykle
nieprawdopodobnie czysto, nikt nie mógł
oderwać od niej wzroku i zakwestionować jej umiejętności i talentu. Układ
wyszedł jej równie perfekcyjnie, ale koniec wyglądał, nie tak jak się spodziewała. W
pewnym momencie zbliżyła się ku krawędzi sceny, wystarczyła chwila żeby obcas
pociągnął za sobą kawałek materiału długiej spódnicy, a Ludmiła spadała.
Przygotowała się na
mocny upadek i upokorzenie. Podczas tych kilku sekund zdążyła wziąć haust
powietrza. Ku jej zdziwieniu nie wylądowała na zimnej i twardej podłodze, a w
umięśnionych, ciepłych ramionach… Federico. Westchnęła z ulgą, oboje udawali,
że to stała część układu, a sponsorom na szczęście spodobał się „romantyczny”
przerywnik. Zażenowana po zakończeniu
melodii wraz z chłopakiem wróciła za kulisy.
-Czy ty zawsze musisz to robić? – krzyknęła zdenerwowana.
-Co? To, że zawsze kiedy jestem obok się rumienisz? –
zapytał z zadowoleniem w głosie.
-Nie, zawsze musisz być wszędzie! Mogłeś mnie zostawić , doskonale
bym sobie poradziła sama.
-Zapewne skończyłabyś upadkiem na ziemi, nie mógłbym
pozwolić, żeby tak śliczna supernowa upadła. – uśmiechnął się pokazując rząd
białych zębów. Argentynka szukała w głowie ironicznej odpowiedzi, nic nie
przychodziło jej na myśl. Przewróciła oczami i bez słowa wyszła.
Przyszedł czas na
kolejne piosenki, zarówno te indywidualne, jak i grupowe. Obyło się bez zmian w
scenariuszu. Te kilka godzin minęło w
zastraszającym tempie. W studiu nie było już nikogo prócz Ludmiły, nauczycieli
i kilku uczniów.
Wyjrzała zza okno,
padał deszcz. Nie byłoby to o tyle dziwne, że w Argentynie nie podało od
dobrych paru miesięcy, a przynajmniej nie tak mocno jak dziś. Oparła się o
futrynę drzwi, przygląda się spadającym kroplom, które pojawiają się z coraz
większą częstotliwością. Nałożyła kaptur od różowo - czarnej kurtki, w ostatnim
momencie ktoś ścisnął ją w nadgarstku i odwrócił w drugą stronę.
-To znowu ty?
-Pomyślałem, że cię podwiozę. – odrzekł Federico i podał jej
rękę.
-Niech ci będzie, robię to tylko dlatego, że pada. – westchnęła
i podążała za chłopakiem.
-Jasne, jasne.
Drogę przebyli w
milczeniu, Włoch co chwile zerkał na blondynkę, a ta udawała, że nie była w
stanie tego zauważyć, bo była skupiona , jakże interesującymi wiadomościami w
komórce.
-Jesteśmy. – oświadczył chłopak.
-Dzięki.- Ludmiła wysiadła i z trzaskiem zamknęła samochodowe
drzwi. Po chwili jednak wróciła się. – Zapewne
mam ci się odwdzięczyć. Gosposia już zrobiła kolację, więc jak chcesz to chodź.
-Mam to uznać za zaproszenie? – zaśmiał się, acz po chwili
wysiadł. Zamknął drzwi i poszedł w stronę domu Ludmiły, prezentował się
naprawdę okazale, był duży i nowoczesny, a w środku wyglądało jeszcze lepiej.
Dziewczyna wzięła dwa talerze, herbatę i sok, zaprowadził chłopaka do swojego
pokoju. Usiadła na łóżku podając mu jego talerz.
Pokój był bardzo
jasny, niepotrzebne było zapalanie światła, choć na zewnątrz było nieco ciemno.
Białe meble prezentowały się bardzo ładnie na tle beżowych ścian. Ku zdziwieniu
Federico był on bardzo dziewczęcy, prosty, nie w stylu zawsze lśniącej Ludmiły.
-Gdzie twoi rodzice?-
zapytał Włoch.
-Tata jeszcze w pracy, a mama….
-Ludmiła… Dlaczego nagle posmutniałaś?- przysiadł obok niej,
objął ją delikatnie. Tym razem nie protestowała
-Nie chcę o tym mówić.- chciała już zmienić temat, gdy
jednak postanowiła, że nie może już tego dusić w sobie. – Moja mama… wyjechała,
miałam wtedy zaledwie 5 lat. Była gwiazdą scen, teatrów, musicali. Dla mnie i
taty miała coraz mniej czasu, aż w końcu porzuciła nas dla swojej kariery .
Stwierdziła, że marnowanie takiego talentu jest zbyteczne. Gdzie jest i co robi
dowiaduje się z kolorowych magazynów. Przez te kilkanaście lat.. – zatrzymała się
i otarła spływające łzy. – wysłała mi kilka listów. – po chwili wtuliła się w
ramiona Federico, zaczęła płakać, czuła się o wiele lżej kiedy mogła o tym
komuś powiedzieć.
-Ludmiła… przepraszam, nie wiedziałem.
-Przestań Fede. To ja powinnam was przepraszać, nie powinnam
odreagowywać tego na was. – wykrztusiła przez łzy, nadal trwając w objęciach.
Po chwili się podniosła, otarła twarz.
-Lu, zawsze możesz na mnie liczyć. – szepnął do jej ucha.
Obdarzyła go delikatnym uśmiechem. Rozmawiali przez dobre kilkadziesiąt minut.
Blondynka położyła
się, była zbyt zmęczona, by myśleć o mamie, Fedrico. Po prostu zamknęła oczy i
pogrążyła się we śnie.
Obudziła się
szczęśliwa, wstała, zjadła śniadanie. Dzisiaj postanowiła powiedzieć Fede co
czuje, była pewna, że jest w nim zakochana, szczególnie po wczoraj. Umalowała
się dziś znacznie delikatniej, ubrała morską, krótką sukienkę, ostatnią, która
została po jej mamie. Włosy natomiast wyprostowała i ułożyła we wzorową
fryzurę.
Zadowolona wybiegła
z domu, jej humor doprawił fakt, że przed domem czekał już na nią Federico.
-Czekasz na mnie? – podeszła do otwartego okna samochodu.
-Chyba tak, jeżeli to ty. Ludmiła, pięknie wyglądasz. –
oniemiał.
-Dziękuję.- zrewanżowała się uśmiechem i wsiadła na przednie
siedzenie. Przez całą drogę rozmawiali,
co chwile Włoch wtrącał swoje trafne komplementy na temat dziewczyny. Ludmiła zebrała się na odwagę”
-Fede… wczoraj zdałam sobie sprawę, że ja... ja…
Nieoczekiwanie
wszystko ucichło, wokół było słychać jedynie krzyki, głuche krzyki i wołania o
pomoc.
Ludmiła obudziła się
w szpitalnej sali, przypięta do respiratorów i kroplówek. Rozejrzała się wokół,
nikogo nie było, była sama. Jej myśli zalała fala pytań: „Gdzie Fede?”, „Co się
stało?”…
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka, z zmartwionym ojcem.
-Tato..- szepnęła.
-Ludmiło…- przysiadł obok niej i pogłaskał po głowie.
-Gdzie Federico? Ma się dobrze?
-Federico…- spojrzał na pielęgniarkę.- Ludmiła… obrażenia
był zbyt poważne.
-Fedrico nie żyje?- zaczęła płakać i się trząść. Odpięła się
od tych wszystkich pikających maszyn. Mimowolnie spadła na podłogę. Zaczęło
ostatkami sił uderzać pięściami w podłogę, krzyczeć i wylewać łzy. Zmieniła
się, zaczęła kochać i czuć, dzięki niemu. Był dla niej wszystkim, teraz nie ma
niczego, już nigdy nikogo tak nie pokocha, nigdy.
-Czemu on? Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham….
– szepnęła i opadła na łóżko.
Mogła zaznać
szczęścia, teraz wszystko prysło jak mydlana bańka. Została sama, Federico
umarł, jednak jej miłość do niego nie.
Piekne *.*
OdpowiedzUsuńFantastico <3
OdpowiedzUsuńOne shot bardzo piękny i wzruszający:*
Śliczy paczę
OdpowiedzUsuńPiękne *u*
OdpowiedzUsuńWzruszające :')
Cudne <33
O Boże!
OdpowiedzUsuńPatuśka!
Ja już płacze!!
To takie piękne
Czeka na inne arcydzieła
Kocham ❤️
Nie umiem tego opisać... Aż się popłakałam :) Po prostu cudo *-*
OdpowiedzUsuń