Aj, aj, aj!!!!
Znowu spóźnienie.
Nigdy nie będę punktualna, za co ogromnie przepraszam -_-
Miałam dodac 20 stycznia. Nie, przełożę na 31... Miałam dac 31, dodaję 1 lutego. Pięknie.
Zabijcie mnie, zanim to się znowu powtórzy.
Ale może mi wybaczycie, kiedy opublikuję dzisiaj ten wpis, pełen akcji itp.?
A teraz mały komunikat dla najsławniejszych czytelników bloga...
Anonimki!! <3
I użytkownicy, którzy czytają, ale nie dają po sobie śladu <3
Otóż, wiem, że proszę o wiele.
Ale jeśli znajdziecie chociaż 4 wolne sekundki, wystukajcie na klawiaturze nawet szybkie "Fajny" "Jest ok" lub "Brzydko" "Nie podoba mi się".
Każda opinia, NAPRAWDĘ KAŻDA, czyli nawet na najgorsza, jest dla mnie ważna.
Może jest coś, co muszę poprawic? Albo coś, co wam się tu nie podoba?
No nie wiem... Jeśli chcecie mi okazac, że czytacie i jest OK, to piszcie. Jeśli chcecie powiedziec, że jest FU BLE i nie wiadomo, co jeszcze, to też spoko :))
I wiecie... Tak się zastanawiam... Czy tego bloga kiedykolwiek czytał jakiś Boy V-Lover? Może tak? A może nie? Dziwne pytanie...
Przepraszam, ale nie dodałam fragmentu z Federico. Rozdział wydawałby mi się wtedy nieco za długi ;p A już taki jest, więc...
Myślę, że to udany rozdział...
No, miłego czytania! <33
Niedziela, 16.18
Właśnie wracam ze szpitala. Violetta jest w dosyc ciężkim stanie...
Jak dobrze, że znalazłam ją, zanim zdążyła bardzo na tym wszystkim ucierpiec.
Jeszcze nie odzyskała przytomności. Leon bardzo się o nią martwi. Myśli, że to jego wina i wcale nie powinien wychodzic z domu.
Chyba czas wszystko sobie wyjaśnic. Między nami zaczyna się układac, ale atmosfera nadal jest nieco napięta. Z ciekawości wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam na wyświetlaczu 2 nieodebrane połączenia. Pochodziły z jednego, nieznanego numeru.
Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Zanim jednak zdążyłam obrócic się i rozejrzec po mieszkaniu, na drzwiach zauważyłam kartkę. Zerwałam ją szybko, rozdzierając przez przypadek jej górną częśc.
Wróciłam! :)
Zszokowana wiadomością, odwróciłam się szybko.
Bo co to niby miało znaczyc?
Zobaczyłam do połowy pustą szklankę po soku pomarańczowym, leżącą na stoliku. Zwinięty, puszysty koc leżał na kanapie. Telewizor działał, ale był wyciszony.
W takim razie, co tu się....?
-Bu! - usłyszałam za sobą głośny ryk.
Pisnęłam cicho, po czym (gotowa do samoobrony) zobaczyłam uśmiechniętą twarz, otuloną burzą blond włosów.
Na sam widok, kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Marie! - wzięłam ją na ręce i okręciłam wkoło. - Co ty tutaj robisz? Nie jesteś u rodziców?
Zamiast mi odpowiedziec, chwilę czekała, aż skończy przeżuwac ciastko.
-Otóż, musiałam przyjechac - odparła smutno, chociaż zachowała uśmiech na twarzy. - Nie wytrzymam tam dłużej, rodzice są oschli i... okropni.
Po chwili podbiegła do niej Luna z zabawką w pysku. Kiedy trąciła ją nosem, blondynka zaczęła się głośno śmiac.
Uśmiechnęłam się do niej blado i wskazałam na kanapę.
-Siadaj i opowiadaj.
Z perspektywy Angie
Właśnie taszczę swój bagaż przez ulicę BA. Mam nadzieję, że Violetta i German ucieszą się na mój widok.
Zrezygnowałam z pracy za granicą. Nie będę już stąd wyjeżdżac, gdyż zwyczajnie nie mam zamiaru. Zatęskniłam za tym miejscem.
-Olga? Ale się zmieniłaś - przywitałam ją, a ona zaczęła mocno klepac mnie po plecach.
-Angie, mała, nie wiedziałam, że tu przyjdziesz! - krzyknęła tym swoim charakterystycznym tonem.
Na moich ustach pojawił się uśmiech, a przy oczach ukazały się maleńkie zmarszczki.
-Gdzie jest Violetta?
-Oj - odparła smutno. - Obawiam się, że trafiłaś pod zły adres..
Niecierpliwie czekałam, aż kontynuuje.
-...Violetta już tutaj nie mieszka.
-Boże, gdzie ona jest? - spytałam, wiedząc, do czego zdolny jest German.
-Przeprowadziła się do własnego mieszkania. Ona i Leon.. Hm.. Wiesz.
-Wow, nareszcie? - zaśmiałam się. - Czyli żadna szkoła z internatem?
-Żadna szkoła z internatem - uśmiechnęła się. - Ale za to szpital.
-Szpital? - poczułam smutek, ale i zdziwienie.
-Miała wypadek, spadła ze schodów dzisiaj rano. Jeszcze się nie obudziła.
-Ale przecież dzisiaj... Ja dzisiaj ... wróciłam. Chciałam się z nią zobaczyc, poplotkowac...
-Przykro mi, ale nie jest z nią za dobrze. Mieszkają na 4 piętrze, a ona spadła prawie na sam parter.
-To niemożliwe - odparłam stanowczo. - To zaprzecza fizyce.
-Nie wiem, nie mówiła, co się stało, bo w końcu... jak?
Popatrzyłam w podłogę i usiadłam na blacie w kuchni. Potarłam ręce w zamyśleniu, nie wiedząc, co powiedziec dalej.
-A gdzie German?
-Och, pan Castillo wraz z Priscillą udał się do szpitala, rzecz jasna. Był przestraszony, kiedy zadzwoniła do niego Ludmiła.
-Ach tak - uśmiechnęłam się, ale po chwili zrzedła mi mina. - Jaką Priscillą?
-Oj, bo ty nie na czasie, skarbeńku! Pan German jest zaręczony.
-Ale kim ona jest? - dopytywałam.
-Matką Ludmiły. Prawdziwą matką Ludmiły. Zabawne, prawda? Niegdyś ona i Violetta były wrogami, później się zaprzyjaźniły, a teraz będą jak dwie siostry! - zachichotała Olga, biorąc się za pieczenie babeczek. - Pomożesz mi przygotowac coś dla mojej dziewczynki?
-Tak, jasne - odpowiedziałam. Czułam dziwną pustkę.
Czyli German się zaręczył...
Niepotrzebnie wracałam...
Z perspektywy Marco
-Jejku, jak się cieszę, że jesteś! - wykrzyczała mi do ucha Francesca.
-Też się cieszę - uśmiechnąłem się, ale nie za komfortowo czułem się, kiedy z taką swobodą mnie przytuliła. Myślałem, że jest z Diego...
-Powiem ci coś, co pewnie... Cię zszokuję. Ale muszę, bo inaczej w pewnym sensie, wciąż będziemy żyli w kłamstwie.
Przerzuciłem głowę w bok w zaintrygowaniu.
Zamiast cokolwiek powiedziec, podała mi do ręki list, nawet na mnie nie patrząc. W skupieniu przeczytałem jego treśc, z każdą linijką coraz bardziej się irytując.
-Skąd to masz? - wybuchnąłem. - Czemu ja nic o tym nie wiedziałem?... Dlaczego przez cały czas myślałem, że nieodwracalnie cię skrzywdziłem?
-Dopiero go dostałam... Leżało przed domem na wycieraczce.
Pociągnąłem nosem, pocierając czoło.
-Okay. Więc trzeba coś z tym zrobic.
-To nie wszystko - dorzuciła szybko. - Violetta jest w szpitalu, leży tam już od jakiegoś czasu i wciąż się nie budzi. Spadła ze schodów.
-Po wydarzeniach ostatnich miesięcy nie zdziwiłbym się, jakby ktoś ją zepchnął.. - mruknąłem do siebie.
-Co? - spytała szybko, ledwo wychwytując moje słowa.
-Mówię, że nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś ją zepchnął - wyjaśniłem. - Znamy Violettę jako małą niezdarę, ale nie jest z niej aż taka ciapa, żeby wywaliła się ze schodów i runęła 4 piętra w dół.
Z każdą sekundą mina Francesci nabrała przerażającej barwy.
-Marco, jedziemy do szpitala - pociągnęła mnie za rękę.
Z perspektywy Diego
-Mówiłam ci! Mówiłam ci, że musimy ich pilnowac! - wypomniała. - A ty: "Nie, poczekamy na rozwinięcie akcji" - naśladowała mój ton, wymachując palcami.
Nabrałem powietrza.
-Sorry, że chciałem się skupic na misji - odburknąłem. - Lepiej trochę się porozglądajmy.
Dobraliśmy się do rzeczy naszej przyjaciółki, żeby wpaśc na jakikolwiek trop.
-Patrz - podniosła do góry koszulkę Violetty, którą miała na sobie jeszcze jakieś pół godziny temu.
Zobaczyłem na niej brudne odciski.
-To mogła zostawic jakaś pielęgniarka, kiedy ją przebierała - odparłem niechętnie.
-W szpitalu muszą zachowywac czystośc - parsknęła stanowczo.
Moje usta szybko przekształciły się w wąską kreskę.
-Patrz, co ja mam - oznajmiłem.
Obróciła powoli głowę w moją stronę. W pokoju było ciemno, światła były zgaszone. Ale Lara i tak była w stanie przeczytac napis z wizytówki, którą znalazłem w tylnej kieszeni spodni Violetty.
-Co to może byc za miejsce? "Experience"? Czyli.. Doświadczenie... - zastanawiała się głośno Lara.
-Żadnego numeru telefonu. Tylko napis i adres.
-Przecież to za miastem - zmarszczyła brwi.
-Może właśnie o to chodzi... - powiedziałem, kiedy schowała wizytówkę do torebki. - Musimy to sprawdzic.
-Violetta nie wspominała nic o tej siedzibie.
-Bo może sama nie miała o niej pojęcia... Może złoczyńca chce nam w pewien sposób pokazac, że nadal jest gdzieś wokół nas....
-Coś sugerujesz?
-Myślę, że to nie jest przypadek. Ten ktoś... On coś do na ma - usiadłem na stołku przy łóżku. - Albo po prostu to psychopata, który nie wiadomo czemu tutaj krąży.
-Co, jeśli to przypadkowa osoba? - przegryzła wargę.
-Nie wiem. Ale musimy to sprawdzic. Patrz, co stało się Violettcie - rozejrzałem się na boki, jakby ktoś mógł nas obserwowac. - Jeśli tego nie przerwiemy, w końcu może stac się coś okropnego.
Nagle drzwi otworzyły się, a lampy błysnęły.
-Co ty tu robisz, Diego?! - usłyszałem głos Francesci. - I jeszcze Lara?
Zacisnąłem mocno powieki.
-Mniejsza z tym. Wiem, dla kogo pracujecie - poinformowała.
-O co ci chodzi? - zaśmiałem się cicho.
-Jesteś z FBI - wyjąkała. - Nic mi nie powiedziałeś.
Zdziwiłem się na jej słowa.
-Francesca, możemy porozmawiac?
Powoli pokiwała głową.
-Chodź - złapałem ją za ramię i pociągnąłem za sobą na korytarz.
-Co chcesz? - zapytała, kiedy siedzieliśmy na stołkach.
-Nie mów tego tak głośno, nikt nie może znac mojej pozycji.
-Nawet ja?! - wykrzyczała, mimo mojej prośby.
-Ci... - uspokoiłem ją. - Jeśli wszyscy się dowiedzą, to nie będę mógł kontynuowac tego, co teraz robię. Popatrz.. -wskazałem na wizytówkę. - Znalazłem to w kieszeni Violetty... Lara zobaczyła odciski palców na jej koszulce. Ktoś musiał ją zepchnąc.
-To samo powiedział Marco!
-Marco?.. Nie, nie... Nie możesz tego nikomu mówic. Jeśli on się dowie, to..
-Ale Camila i on..
-Komu jeszcze mówiłaś?
-No... Camili, Marco... I tyle.
-Powiedz im, że to kłamstwo.. Że dokumenty, które znalazłaś były podrobione. Musisz ratowac swoich przyjaciół - pogłaskałem jej policzek.
-Ale przecież... - urwała. - Dobrze, powiem. Powiem, że wybrałam się do Federalnych i stwierdzili, że to podrobione dokumenty.
-O to chodzi... Dziękuję - pocałowałem ją w czoło.
-A ty i Lara? - odezwała się słabo.
-Nic mnie z nią nie łączy - zabawnie stuknąłem ją palcem w nos, a ona uśmiechnęła się słabo. - Kocham ciebie, i tylko ciebie. Lara i ja tylko razem pracujemy. Kiedyś.. Coś między nami było, ale... Teraz tylko ty się liczysz.
-Co zamierzacie teraz zrobic?
-Musimy tam jechac.
-Idę z wami...
-Nie, nie chcę, żeby coś ci się stało - zaprzeczyłem. - My jesteśmy na to przygotowani, ale ty... Musisz zostac. I ochronic ich, kiedy nas nie będzie.
Po jej twarzy płynęły łzy.
-Nie płacz, kochanie - powiedziałem pocieszająco. - Ale musisz mi powiedziec... skąd się dowiedziałaś, że jestem z biura?
Włoszka milczała.
-Musisz mi powiedziec, błagam - uklęknąłem przed nią i położyłem jej ręce na talii.
Wręczyła mi pogniecioną kartkę papieru.
Kiedy już przeczytałem tekst, wparowałem do sali wraz z Francescą.
-To przełom - szepnąłem do Lary, po czym odezwałem się na głos. - Musimy już iśc.
Z perspektywy Naty
Niepewnie zapukałam do drzwi domu Matildy Ponte. Moja ciocia wszystko mi wytłumaczyła...
Teraz tylko muszę porozmawiac z kobietą, która tak mnie nienawidzi. Wiem, że moja rodzina wyrządziła jej wiele krzywdy, ale przecież to nie znaczy, że ta odpowiedzialnośc musi teraz przenikac i na mnie. I teraz nie odpuszczę, póki jego mama w końcu mnie nie zaakceptuje.
Wesele ma się odbyc już za tydzień. Nie mam zamiaru wychodzic za mąż ze świadomością "O Boże... Ona się tak na mnie patrzy... Pewnie będzie mi robiła piekło"...
-Słucham? - odezwała się przez drzwi.
-Dzień dobry, chciałam... - mówiłam.
-Nikogo nie ma w domu.
Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze.
-Mówi Natalia Navarro. Wiem wszystko o pani i moim ojcu.
Zamek chrzęścił, a drzwi nagle się uchyliły. Bez słowa Matilda wpuściła mnie do środka. Stanęłam przed nią i powiedziałam szybko:
-Chcę sobie wyjaśnic kilka rzeczy, mamo.
Nie wiedziałam, czy mogę sobie pozwolic na takie określenie, jednak zaryzykowałam.
-Idź usiądź. Wstawię wodę na herbatę.
Zajęłam miejsce na sofie, czekając na kobietę.
-O czym chcesz rozmawiac? - zapytała na wejściu.
-Pragnę wyjaśnic parę spraw - zaczęłam ponownie, nie wiedząc, czy czasem mi nie przerwie. - Wiem, że kochała pani mojego ojca. I wiem, że zranił panią, wiążąc się później z moją mamą, która.. I tak później zmarła.
Matilda zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie ciekawsko.
-... Ale to nie daje powodu, żeby teraz wyżywac się za to na mnie. Kocham Maxiego i nie pozwolę, żeby odpowiedzialnośc za przeszłośc przeszła teraz na nasz związek.
-Nic nie rozumiesz. Tyle ci powiem - podsumowała oschle.
-Właśnie, że rozumiem. Tysiące razy słyszałam historie, w których było pełno nieszczęśliwych miłości. Tysiące razy sama takie przeżyłam. Ale teraz, kiedy w końcu znalazłam kogoś na kim mi zależy, nie powinna pani mi tego niszczyc.
-Bzdura! Ty i Maxi nie pasujecie do siebie - wybuchnęła śmiechem. - Od dawna spotyka się z tą nową uczennicą Studio, a ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy! To wprost śmieszne, że dajesz sobą tak manipulowac!
Wtedy coś we mnie pękło. Spotyka się z nową uczennicą Studia?.. Przecież.. To niemożliwe.
-Kłamiesz. Zwyczajnie łgasz, i to prosto w oczy - wypowiedziałam.
-A mój to interes? Wasz związek i tak by się rozpadł. Prędzej czy później dowiedziałabyś się o tej zdradzie. A teraz wynoś się z tego domu i nie zawracaj mi więcej głowy.
Czułam, że w moich oczach wzbierają łzy.
-Wie pani co?! Mam już waszej rodziny po dziurki w nosie! - wrzasnęłam i stanęłam przy drzwiach. - Zachowujecie się jak banda psychopatów, którzy lekceważą ludzi i nie starają się ich zrozumiec.
Pociągnęłam za klamkę i stanęłam na klatce schodowej.
-Nie mam zamiaru dłużej kontynuowac tej znajomości. Odwołuję zaręczyny!!!..
Z perspektywy Rebeki
-Andreas, o co chodzi? - spytałam powoli.
Zaprosił mnie do swojego mieszkania. Było ładnie urządzone - zupełnie w jego stylu. Pełno kolorowych mebli i dynamicznych przedmiotów: obraz z twarzą uśmiechniętego clowna, figurka z kotem machającym łapą i nawet zegar z kukułką, na której miejscu znajduje się psiak z podniesionymi oczami.
Zwariowany właściciel, to i zwariowane miejsce.
Zaśmiałam się na samą myśl o tym, że w końcu będę mogła to zobaczyc. I jestem tu i widzę. Przyjemnie mnie zaskoczył. Był bardzo ciekawy i oryginalny.
Pokochałam go, sama nie wiem, dlaczego. Wydaje mi się, że gdyby nie on, to moje życie nie miałoby żadnego sensu.
-Usłyszałem o pewnych rzeczach, chciałem z tobą o nich porozmawiac - mówił spokojnym tonem, aczkolwiek nieco mnie przestraszył.
-Słucham? - wyjąkałam.
-Sądzą, że...Bo... Jeśli coś wiesz, błagam, powiedz...
Nerwowo przełknęłam ślinę, która zebrała mi się w gardle. Pokiwałam powoli głową.
Nie chciałam mu o niczym mówic. Jeśli jednak to zrobię, to będzie po mnie.
-Od pewnego czasu w naszej paczce wiele się dzieje... Tyle wypadków i nieprzyjemnych zdarzeń. Masz jakieś podejrzenia?
Albo on myśli, że mam z tym coś wspólnego, albo wie, jak mnie podejśc.
Kiedy przez dłuższy czas się nie odzywałam, odchrząknął:
-Musisz mi powiedziec.
-Nie mogę - zacisnęłam zęby. - Nie mogę nic zdradzic.
Popatrzył na mnie zatroskany.
-Ribi, wiem, że może ci byc ciężko. Ale czy naprawdę chcesz tego, żeby tyle się tu działo
-Nie rozumiesz, że nie mogę?! - wykrzyczałam przez łzy. - Kocham cię, wiesz o tym. Ale dłużej już tego nie zniosę. To mnie przerasta, Andreas.
-Co cię przerasta? - zapytał, poklepując mnie po plecach.
-Wszystko mnie przerasta. I chociaż jesteś kimś, kto aż nadto mnie uszczęśliwia, to nie mogę tego ciągnąc... To wszystko jest takie okropne - westchnęłam głosem pełnym bólu.
-Możesz mi o wszystkim powiedziec - zachęcił.
-Nie, nie mogę. Zrozum, dłużej nie dam rady. Jeśli ci powiem, to... To zginę.
Odgarnął włosy do tyłu.
-Chwila, chwila, co chcesz przez to powiedziec?..
-Zależy mi na tobie, ale nie mogę na to patrzec. Nie mogę patrzec na to, co się z nami dzieje - mówiłam. Serce stanęło mi w gardle. - Nie mogę tego kontynuowac, przykro mi, Andreas.
Wargi zaczęły mu drżec.
-Czyli..
-Nie będziemy się już więcej spotykac, żegnaj - oznajmiłam smutno.
-Ribi, nie.. Nie możesz..
-Nie mów tak na mnie - przerwałam. - Pogódź się z tym. Gdyby stała ci się krzywda... Nie wytrzymałabym tego. Najlepiej, jeśli po prostu odejdę.
To moja wina...
Moja...
Po co wzięłam w tym wszystkim udział?...
Dlaczego postanowiłam przyjąc to zlecenie?
Trzeba było udawac żonę miliardera, to zdecydowanie mniej by kosztowało.
[dla jasności, kochani czytelnicy... Zajrzyjcie w zakładkę "Bohaterowie 3 sezon". Może zrozumiecie końcowe słowa Rebeki... ~ Autorka ♥]
Znowu spóźnienie.
Nigdy nie będę punktualna, za co ogromnie przepraszam -_-
Miałam dodac 20 stycznia. Nie, przełożę na 31... Miałam dac 31, dodaję 1 lutego. Pięknie.
Zabijcie mnie, zanim to się znowu powtórzy.
Ale może mi wybaczycie, kiedy opublikuję dzisiaj ten wpis, pełen akcji itp.?
NAJWAŻNIEJSZE!!!!
Stworzyłam nowy blog ;)) Jest głównie o mnie, co ja tu robię i ogółem... O sprawach, które .. Pomogą zdobyc czytelników? Wyjaśnią parę rzeczy? Polecą kilka blogów? Albo zadedykują coś najlepszym ludziom na świecie?
Zapraszam:
http://o-mnie-patty.blogspot.com/
A teraz mały komunikat dla najsławniejszych czytelników bloga...
Anonimki!! <3
I użytkownicy, którzy czytają, ale nie dają po sobie śladu <3
Otóż, wiem, że proszę o wiele.
Ale jeśli znajdziecie chociaż 4 wolne sekundki, wystukajcie na klawiaturze nawet szybkie "Fajny" "Jest ok" lub "Brzydko" "Nie podoba mi się".
Każda opinia, NAPRAWDĘ KAŻDA, czyli nawet na najgorsza, jest dla mnie ważna.
Może jest coś, co muszę poprawic? Albo coś, co wam się tu nie podoba?
No nie wiem... Jeśli chcecie mi okazac, że czytacie i jest OK, to piszcie. Jeśli chcecie powiedziec, że jest FU BLE i nie wiadomo, co jeszcze, to też spoko :))
I wiecie... Tak się zastanawiam... Czy tego bloga kiedykolwiek czytał jakiś Boy V-Lover? Może tak? A może nie? Dziwne pytanie...
Przepraszam, ale nie dodałam fragmentu z Federico. Rozdział wydawałby mi się wtedy nieco za długi ;p A już taki jest, więc...
Myślę, że to udany rozdział...
No, miłego czytania! <33
Niedziela, 16.18
Właśnie wracam ze szpitala. Violetta jest w dosyc ciężkim stanie...
Jak dobrze, że znalazłam ją, zanim zdążyła bardzo na tym wszystkim ucierpiec.
Jeszcze nie odzyskała przytomności. Leon bardzo się o nią martwi. Myśli, że to jego wina i wcale nie powinien wychodzic z domu.
Chyba czas wszystko sobie wyjaśnic. Między nami zaczyna się układac, ale atmosfera nadal jest nieco napięta. Z ciekawości wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam na wyświetlaczu 2 nieodebrane połączenia. Pochodziły z jednego, nieznanego numeru.
Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Zanim jednak zdążyłam obrócic się i rozejrzec po mieszkaniu, na drzwiach zauważyłam kartkę. Zerwałam ją szybko, rozdzierając przez przypadek jej górną częśc.
Wróciłam! :)
Zszokowana wiadomością, odwróciłam się szybko.
Bo co to niby miało znaczyc?
Zobaczyłam do połowy pustą szklankę po soku pomarańczowym, leżącą na stoliku. Zwinięty, puszysty koc leżał na kanapie. Telewizor działał, ale był wyciszony.
W takim razie, co tu się....?
-Bu! - usłyszałam za sobą głośny ryk.
Pisnęłam cicho, po czym (gotowa do samoobrony) zobaczyłam uśmiechniętą twarz, otuloną burzą blond włosów.
Na sam widok, kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Marie! - wzięłam ją na ręce i okręciłam wkoło. - Co ty tutaj robisz? Nie jesteś u rodziców?
Zamiast mi odpowiedziec, chwilę czekała, aż skończy przeżuwac ciastko.
-Otóż, musiałam przyjechac - odparła smutno, chociaż zachowała uśmiech na twarzy. - Nie wytrzymam tam dłużej, rodzice są oschli i... okropni.
Po chwili podbiegła do niej Luna z zabawką w pysku. Kiedy trąciła ją nosem, blondynka zaczęła się głośno śmiac.
Uśmiechnęłam się do niej blado i wskazałam na kanapę.
-Siadaj i opowiadaj.
Z perspektywy Angie
Właśnie taszczę swój bagaż przez ulicę BA. Mam nadzieję, że Violetta i German ucieszą się na mój widok.
Zrezygnowałam z pracy za granicą. Nie będę już stąd wyjeżdżac, gdyż zwyczajnie nie mam zamiaru. Zatęskniłam za tym miejscem.
-Olga? Ale się zmieniłaś - przywitałam ją, a ona zaczęła mocno klepac mnie po plecach.
-Angie, mała, nie wiedziałam, że tu przyjdziesz! - krzyknęła tym swoim charakterystycznym tonem.
Na moich ustach pojawił się uśmiech, a przy oczach ukazały się maleńkie zmarszczki.
-Gdzie jest Violetta?
-Oj - odparła smutno. - Obawiam się, że trafiłaś pod zły adres..
Niecierpliwie czekałam, aż kontynuuje.
-...Violetta już tutaj nie mieszka.
-Boże, gdzie ona jest? - spytałam, wiedząc, do czego zdolny jest German.
-Przeprowadziła się do własnego mieszkania. Ona i Leon.. Hm.. Wiesz.
-Wow, nareszcie? - zaśmiałam się. - Czyli żadna szkoła z internatem?
-Żadna szkoła z internatem - uśmiechnęła się. - Ale za to szpital.
-Szpital? - poczułam smutek, ale i zdziwienie.
-Miała wypadek, spadła ze schodów dzisiaj rano. Jeszcze się nie obudziła.
-Ale przecież dzisiaj... Ja dzisiaj ... wróciłam. Chciałam się z nią zobaczyc, poplotkowac...
-Przykro mi, ale nie jest z nią za dobrze. Mieszkają na 4 piętrze, a ona spadła prawie na sam parter.
-To niemożliwe - odparłam stanowczo. - To zaprzecza fizyce.
-Nie wiem, nie mówiła, co się stało, bo w końcu... jak?
Popatrzyłam w podłogę i usiadłam na blacie w kuchni. Potarłam ręce w zamyśleniu, nie wiedząc, co powiedziec dalej.
-A gdzie German?
-Och, pan Castillo wraz z Priscillą udał się do szpitala, rzecz jasna. Był przestraszony, kiedy zadzwoniła do niego Ludmiła.
-Ach tak - uśmiechnęłam się, ale po chwili zrzedła mi mina. - Jaką Priscillą?
-Oj, bo ty nie na czasie, skarbeńku! Pan German jest zaręczony.
-Ale kim ona jest? - dopytywałam.
-Matką Ludmiły. Prawdziwą matką Ludmiły. Zabawne, prawda? Niegdyś ona i Violetta były wrogami, później się zaprzyjaźniły, a teraz będą jak dwie siostry! - zachichotała Olga, biorąc się za pieczenie babeczek. - Pomożesz mi przygotowac coś dla mojej dziewczynki?
-Tak, jasne - odpowiedziałam. Czułam dziwną pustkę.
Czyli German się zaręczył...
Niepotrzebnie wracałam...
Z perspektywy Marco
-Jejku, jak się cieszę, że jesteś! - wykrzyczała mi do ucha Francesca.
-Też się cieszę - uśmiechnąłem się, ale nie za komfortowo czułem się, kiedy z taką swobodą mnie przytuliła. Myślałem, że jest z Diego...
-Powiem ci coś, co pewnie... Cię zszokuję. Ale muszę, bo inaczej w pewnym sensie, wciąż będziemy żyli w kłamstwie.
Przerzuciłem głowę w bok w zaintrygowaniu.
Zamiast cokolwiek powiedziec, podała mi do ręki list, nawet na mnie nie patrząc. W skupieniu przeczytałem jego treśc, z każdą linijką coraz bardziej się irytując.
-Skąd to masz? - wybuchnąłem. - Czemu ja nic o tym nie wiedziałem?... Dlaczego przez cały czas myślałem, że nieodwracalnie cię skrzywdziłem?
-Dopiero go dostałam... Leżało przed domem na wycieraczce.
Pociągnąłem nosem, pocierając czoło.
-Okay. Więc trzeba coś z tym zrobic.
-To nie wszystko - dorzuciła szybko. - Violetta jest w szpitalu, leży tam już od jakiegoś czasu i wciąż się nie budzi. Spadła ze schodów.
-Po wydarzeniach ostatnich miesięcy nie zdziwiłbym się, jakby ktoś ją zepchnął.. - mruknąłem do siebie.
-Co? - spytała szybko, ledwo wychwytując moje słowa.
-Mówię, że nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś ją zepchnął - wyjaśniłem. - Znamy Violettę jako małą niezdarę, ale nie jest z niej aż taka ciapa, żeby wywaliła się ze schodów i runęła 4 piętra w dół.
Z każdą sekundą mina Francesci nabrała przerażającej barwy.
-Marco, jedziemy do szpitala - pociągnęła mnie za rękę.
Z perspektywy Diego
-Mówiłam ci! Mówiłam ci, że musimy ich pilnowac! - wypomniała. - A ty: "Nie, poczekamy na rozwinięcie akcji" - naśladowała mój ton, wymachując palcami.
Nabrałem powietrza.
-Sorry, że chciałem się skupic na misji - odburknąłem. - Lepiej trochę się porozglądajmy.
Dobraliśmy się do rzeczy naszej przyjaciółki, żeby wpaśc na jakikolwiek trop.
-Patrz - podniosła do góry koszulkę Violetty, którą miała na sobie jeszcze jakieś pół godziny temu.
Zobaczyłem na niej brudne odciski.
-To mogła zostawic jakaś pielęgniarka, kiedy ją przebierała - odparłem niechętnie.
-W szpitalu muszą zachowywac czystośc - parsknęła stanowczo.
Moje usta szybko przekształciły się w wąską kreskę.
-Patrz, co ja mam - oznajmiłem.
Obróciła powoli głowę w moją stronę. W pokoju było ciemno, światła były zgaszone. Ale Lara i tak była w stanie przeczytac napis z wizytówki, którą znalazłem w tylnej kieszeni spodni Violetty.
-Co to może byc za miejsce? "Experience"? Czyli.. Doświadczenie... - zastanawiała się głośno Lara.
-Żadnego numeru telefonu. Tylko napis i adres.
-Przecież to za miastem - zmarszczyła brwi.
-Może właśnie o to chodzi... - powiedziałem, kiedy schowała wizytówkę do torebki. - Musimy to sprawdzic.
-Violetta nie wspominała nic o tej siedzibie.
-Bo może sama nie miała o niej pojęcia... Może złoczyńca chce nam w pewien sposób pokazac, że nadal jest gdzieś wokół nas....
-Coś sugerujesz?
-Myślę, że to nie jest przypadek. Ten ktoś... On coś do na ma - usiadłem na stołku przy łóżku. - Albo po prostu to psychopata, który nie wiadomo czemu tutaj krąży.
-Co, jeśli to przypadkowa osoba? - przegryzła wargę.
-Nie wiem. Ale musimy to sprawdzic. Patrz, co stało się Violettcie - rozejrzałem się na boki, jakby ktoś mógł nas obserwowac. - Jeśli tego nie przerwiemy, w końcu może stac się coś okropnego.
Nagle drzwi otworzyły się, a lampy błysnęły.
-Co ty tu robisz, Diego?! - usłyszałem głos Francesci. - I jeszcze Lara?
Zacisnąłem mocno powieki.
-Mniejsza z tym. Wiem, dla kogo pracujecie - poinformowała.
-O co ci chodzi? - zaśmiałem się cicho.
-Jesteś z FBI - wyjąkała. - Nic mi nie powiedziałeś.
Zdziwiłem się na jej słowa.
-Francesca, możemy porozmawiac?
Powoli pokiwała głową.
-Chodź - złapałem ją za ramię i pociągnąłem za sobą na korytarz.
-Co chcesz? - zapytała, kiedy siedzieliśmy na stołkach.
-Nie mów tego tak głośno, nikt nie może znac mojej pozycji.
-Nawet ja?! - wykrzyczała, mimo mojej prośby.
-Ci... - uspokoiłem ją. - Jeśli wszyscy się dowiedzą, to nie będę mógł kontynuowac tego, co teraz robię. Popatrz.. -wskazałem na wizytówkę. - Znalazłem to w kieszeni Violetty... Lara zobaczyła odciski palców na jej koszulce. Ktoś musiał ją zepchnąc.
-To samo powiedział Marco!
-Marco?.. Nie, nie... Nie możesz tego nikomu mówic. Jeśli on się dowie, to..
-Ale Camila i on..
-Komu jeszcze mówiłaś?
-No... Camili, Marco... I tyle.
-Powiedz im, że to kłamstwo.. Że dokumenty, które znalazłaś były podrobione. Musisz ratowac swoich przyjaciół - pogłaskałem jej policzek.
-Ale przecież... - urwała. - Dobrze, powiem. Powiem, że wybrałam się do Federalnych i stwierdzili, że to podrobione dokumenty.
-O to chodzi... Dziękuję - pocałowałem ją w czoło.
-A ty i Lara? - odezwała się słabo.
-Nic mnie z nią nie łączy - zabawnie stuknąłem ją palcem w nos, a ona uśmiechnęła się słabo. - Kocham ciebie, i tylko ciebie. Lara i ja tylko razem pracujemy. Kiedyś.. Coś między nami było, ale... Teraz tylko ty się liczysz.
-Co zamierzacie teraz zrobic?
-Musimy tam jechac.
-Idę z wami...
-Nie, nie chcę, żeby coś ci się stało - zaprzeczyłem. - My jesteśmy na to przygotowani, ale ty... Musisz zostac. I ochronic ich, kiedy nas nie będzie.
Po jej twarzy płynęły łzy.
-Nie płacz, kochanie - powiedziałem pocieszająco. - Ale musisz mi powiedziec... skąd się dowiedziałaś, że jestem z biura?
Włoszka milczała.
-Musisz mi powiedziec, błagam - uklęknąłem przed nią i położyłem jej ręce na talii.
Wręczyła mi pogniecioną kartkę papieru.
Kiedy już przeczytałem tekst, wparowałem do sali wraz z Francescą.
-To przełom - szepnąłem do Lary, po czym odezwałem się na głos. - Musimy już iśc.
Z perspektywy Naty
Niepewnie zapukałam do drzwi domu Matildy Ponte. Moja ciocia wszystko mi wytłumaczyła...
Teraz tylko muszę porozmawiac z kobietą, która tak mnie nienawidzi. Wiem, że moja rodzina wyrządziła jej wiele krzywdy, ale przecież to nie znaczy, że ta odpowiedzialnośc musi teraz przenikac i na mnie. I teraz nie odpuszczę, póki jego mama w końcu mnie nie zaakceptuje.
Wesele ma się odbyc już za tydzień. Nie mam zamiaru wychodzic za mąż ze świadomością "O Boże... Ona się tak na mnie patrzy... Pewnie będzie mi robiła piekło"...
-Słucham? - odezwała się przez drzwi.
-Dzień dobry, chciałam... - mówiłam.
-Nikogo nie ma w domu.
Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze.
-Mówi Natalia Navarro. Wiem wszystko o pani i moim ojcu.
Zamek chrzęścił, a drzwi nagle się uchyliły. Bez słowa Matilda wpuściła mnie do środka. Stanęłam przed nią i powiedziałam szybko:
-Chcę sobie wyjaśnic kilka rzeczy, mamo.
Nie wiedziałam, czy mogę sobie pozwolic na takie określenie, jednak zaryzykowałam.
-Idź usiądź. Wstawię wodę na herbatę.
Zajęłam miejsce na sofie, czekając na kobietę.
-O czym chcesz rozmawiac? - zapytała na wejściu.
-Pragnę wyjaśnic parę spraw - zaczęłam ponownie, nie wiedząc, czy czasem mi nie przerwie. - Wiem, że kochała pani mojego ojca. I wiem, że zranił panią, wiążąc się później z moją mamą, która.. I tak później zmarła.
Matilda zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie ciekawsko.
-... Ale to nie daje powodu, żeby teraz wyżywac się za to na mnie. Kocham Maxiego i nie pozwolę, żeby odpowiedzialnośc za przeszłośc przeszła teraz na nasz związek.
-Nic nie rozumiesz. Tyle ci powiem - podsumowała oschle.
-Właśnie, że rozumiem. Tysiące razy słyszałam historie, w których było pełno nieszczęśliwych miłości. Tysiące razy sama takie przeżyłam. Ale teraz, kiedy w końcu znalazłam kogoś na kim mi zależy, nie powinna pani mi tego niszczyc.
-Bzdura! Ty i Maxi nie pasujecie do siebie - wybuchnęła śmiechem. - Od dawna spotyka się z tą nową uczennicą Studio, a ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy! To wprost śmieszne, że dajesz sobą tak manipulowac!
Wtedy coś we mnie pękło. Spotyka się z nową uczennicą Studia?.. Przecież.. To niemożliwe.
-Kłamiesz. Zwyczajnie łgasz, i to prosto w oczy - wypowiedziałam.
-A mój to interes? Wasz związek i tak by się rozpadł. Prędzej czy później dowiedziałabyś się o tej zdradzie. A teraz wynoś się z tego domu i nie zawracaj mi więcej głowy.
Czułam, że w moich oczach wzbierają łzy.
-Wie pani co?! Mam już waszej rodziny po dziurki w nosie! - wrzasnęłam i stanęłam przy drzwiach. - Zachowujecie się jak banda psychopatów, którzy lekceważą ludzi i nie starają się ich zrozumiec.
Pociągnęłam za klamkę i stanęłam na klatce schodowej.
-Nie mam zamiaru dłużej kontynuowac tej znajomości. Odwołuję zaręczyny!!!..
Z perspektywy Rebeki
-Andreas, o co chodzi? - spytałam powoli.
Zaprosił mnie do swojego mieszkania. Było ładnie urządzone - zupełnie w jego stylu. Pełno kolorowych mebli i dynamicznych przedmiotów: obraz z twarzą uśmiechniętego clowna, figurka z kotem machającym łapą i nawet zegar z kukułką, na której miejscu znajduje się psiak z podniesionymi oczami.
Zwariowany właściciel, to i zwariowane miejsce.
Zaśmiałam się na samą myśl o tym, że w końcu będę mogła to zobaczyc. I jestem tu i widzę. Przyjemnie mnie zaskoczył. Był bardzo ciekawy i oryginalny.
Pokochałam go, sama nie wiem, dlaczego. Wydaje mi się, że gdyby nie on, to moje życie nie miałoby żadnego sensu.
-Usłyszałem o pewnych rzeczach, chciałem z tobą o nich porozmawiac - mówił spokojnym tonem, aczkolwiek nieco mnie przestraszył.
-Słucham? - wyjąkałam.
-Sądzą, że...Bo... Jeśli coś wiesz, błagam, powiedz...
Nerwowo przełknęłam ślinę, która zebrała mi się w gardle. Pokiwałam powoli głową.
Nie chciałam mu o niczym mówic. Jeśli jednak to zrobię, to będzie po mnie.
-Od pewnego czasu w naszej paczce wiele się dzieje... Tyle wypadków i nieprzyjemnych zdarzeń. Masz jakieś podejrzenia?
Albo on myśli, że mam z tym coś wspólnego, albo wie, jak mnie podejśc.
Kiedy przez dłuższy czas się nie odzywałam, odchrząknął:
-Musisz mi powiedziec.
-Nie mogę - zacisnęłam zęby. - Nie mogę nic zdradzic.
Popatrzył na mnie zatroskany.
-Ribi, wiem, że może ci byc ciężko. Ale czy naprawdę chcesz tego, żeby tyle się tu działo
-Nie rozumiesz, że nie mogę?! - wykrzyczałam przez łzy. - Kocham cię, wiesz o tym. Ale dłużej już tego nie zniosę. To mnie przerasta, Andreas.
-Co cię przerasta? - zapytał, poklepując mnie po plecach.
-Wszystko mnie przerasta. I chociaż jesteś kimś, kto aż nadto mnie uszczęśliwia, to nie mogę tego ciągnąc... To wszystko jest takie okropne - westchnęłam głosem pełnym bólu.
-Możesz mi o wszystkim powiedziec - zachęcił.
-Nie, nie mogę. Zrozum, dłużej nie dam rady. Jeśli ci powiem, to... To zginę.
Odgarnął włosy do tyłu.
-Chwila, chwila, co chcesz przez to powiedziec?..
-Zależy mi na tobie, ale nie mogę na to patrzec. Nie mogę patrzec na to, co się z nami dzieje - mówiłam. Serce stanęło mi w gardle. - Nie mogę tego kontynuowac, przykro mi, Andreas.
Wargi zaczęły mu drżec.
-Czyli..
-Nie będziemy się już więcej spotykac, żegnaj - oznajmiłam smutno.
-Ribi, nie.. Nie możesz..
-Nie mów tak na mnie - przerwałam. - Pogódź się z tym. Gdyby stała ci się krzywda... Nie wytrzymałabym tego. Najlepiej, jeśli po prostu odejdę.
To moja wina...
Moja...
Po co wzięłam w tym wszystkim udział?...
Dlaczego postanowiłam przyjąc to zlecenie?
Trzeba było udawac żonę miliardera, to zdecydowanie mniej by kosztowało.
[dla jasności, kochani czytelnicy... Zajrzyjcie w zakładkę "Bohaterowie 3 sezon". Może zrozumiecie końcowe słowa Rebeki... ~ Autorka ♥]
Moje ❤
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ❤
UsuńTylko szkoda że mało fedemiły ;/ xD
Ma nadzieje ze w nexcie bedzie jej wiecej xDD
Diego... Chciałam napisać mafioza xD dziekuje pani na górze xDD
Diego w FBI *_* no nieźle xD
Czekam na nexta ❤❤
K.C❤
Wiem, że mało ;_; W następnym ci to wynagrodziłam <3
UsuńHahahah mafioza ^^ Rozwałka
KCKCKCKCKCKC
Besos ;*
Dziękuję <3
Pati wejdziesz proszę na GG?
OdpowiedzUsuńWażna sprawa.
Weszłam :')
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle Genialny Besos i Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńDziękuję <33
UsuńBesos ;*
Kochanie, rozdział jak zwykle cudny :* Chociaż szkoda, że mało Fedemili ;cc
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a ^^
Besos ;**
Dziękuję <3
UsuńWiem, że mało :[[ :[[ Praktycznie? Wcale jej nie ma...
W następnym będzie inaczej ;3
Besos ;*
Nie wieże *.* Wspaniały <333 Masz talent.!!! Zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńMało Fedemiły ;/
Diego... Brak słów *_*.
Wspaniały rozdział na prawdę <333
Świetny, świetny i jeszcze raz świetny ;))).
I twój drugi blog też superowy <33.
I jeszcze jedno...
Zazdroszczę, zazdroszczę i zazdroszczę talentu <333
Czekam z niecierpliwością ;* I przepraszam za taki krótki kom... Ale nie mam ostatnio czasu ;/ Nawet bloga chwilowo nie piszę bo ( sprawy rodzinne ).
Ale dość o mnie ;) Jeszcze raz gratuluję rozdziału :*
I tak oto kończę ten bezsensowny komentarz...
Besos :*
Dziękuję <3
UsuńNie ma czego zazdrościc, uwierz ;))
Wiem, że mało :|
Diego, pewnie :D
Krótki kom? No co ty, jest w porządku :D
Dziękuję za ten spam, mówiący o cudowności mojego bloga ;3 :D
Nie jest bezsensowny!
Jeszcze raz wielkie dzięki :')
Besos ;*
Nareszcie zanlazłam sposób na przeczytanie
OdpowiedzUsuńBosko
Wrócę i napiszę więcej
Hahha <333
UsuńDziękuję :')
Nie ma potrzeby, jest w porządku :)
Besos ;*
Zajmuję
OdpowiedzUsuńGdzie 65! Jestem tu od kilku dni, ale przeczytałam wszystkie rozdziały co do jednego. Przepięknie piszesz czekam na kolejne! <3
OdpowiedzUsuńWow, miło mi to słyszec :D NAPRAWDĘ
UsuńDziękuję bardzo <33
65. już jest ;3 Zaktualizowane :D
Besos ;*
świetne xd
OdpowiedzUsuńświetne xd
OdpowiedzUsuńNa początku... Jak ja się cieszę, że w końcu dodałaś rozdział! <333
OdpowiedzUsuńBiedna Viola ;-; Marie wróciła! <333 Ale jak taka mała istotka sama znalazła się u Lu? Przecież była tak daleko... Ja już chcę odpowiedź!
Angie... Biedna Angie... Ale głupio się stało, że w taki sposób dowiedziała się o zaręczynach ;-;
Marco! Mój kochany Marco<3333 Jak ja uwielbiam tego gościa...
Diego i Lara to supertajnizajebiściipiękni agenci! Juhuuu! Kocham opowiadania o agentach! ;3
I teraz też Fran będzie wszystkich okłamywała... Żaaaaal ;-;
Wredna matka Maxi'ego! Ughhh... Jak ja nie lubię tej baby -,-'
Naty kochanie... Wiem, że już nie wytrzymujesz... Ale DO JASNEJ CHOLERY JAK MOGŁAŚ ZERWAĆ ZARĘCZYNY CO?!
Mam mieszane uczucia co do Rebeki ;-;
Matko już nie mogę się doczekać nexta! :D
Weeeny! ;*
Buziole - Maja<3
Piszesz cudownie. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńJa tez postanowiłam wrócić do tego co zaczęłam jakiś czas temu.
Zapraszam do mnie: http://fedemila-moja-historia.blogspot.com/
Wspaniale! Daj nexta :D zapraszam magia-przyjazni.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń